Wesele nieraz tydzień się ciągnęło

Respondent: Anna Świątkowska
Miejsce: Ługi, woj. lubuskie
Data rejestracji: 2004
Źródło: Z Łemkowskiej Skrzyni. Opowieści z Ługów i okolic, Wydawnictwo Lemko Tower, Strzelce Krajeńskie 2004.

Kategorie: / / /

Na wesela ciasto robiło się takie jak teraz, z kruszonką, tylko u nas bez kruszonki, ale ładnie upieczone. Gospodyni jajko rozbełtała i z wierzchu smarowała, żeby ładny kolor był. Bawili się kilka dni. Wesela nie odbywały się w sobotę, tylko w niedzielę. Goście z daleka końmi przyjeżdżali, zimą sankami. Najczęściej jednak pieszo do cerkwi szli.

Drużbanci i drużki, starosta i starościna byli ubrani w stroje ludowe. Drużbanci mieli kapelusze z czerwoną wstążką i piórkiem po lewej stronie. Te piórka druhny robiły. A druhny nosiły spódnicę (kabat), przeważnie czerwoną albo zieloną, w kwiaty. Do tego fartuszek z naszytymi wąziutkimi  wstążeczkami, gorset z koralikami i różnokolorowe wstążki (basamunki) spięte na lewym ramieniu. Do tego wianuszki na głowie i korale, ale nie jeden sznurek, różne kolory musiały być – błyszczące, eleganckie! Do dzisiaj mam jeszcze taki strój. Druhen musiało być dużo. Nieraz nawet, jak młoda miała dużo koleżanek, to z rodziny nie prosiła, tylko koleżanki. Bo jak którejś za druhnę nie poprosiła, to ona wcale na wesele nie szła. Młoda miała białą sukienkę i wianuszek na głowie, prawie jak teraz.

Jak wracali z cerwki, z przodu szedł starosta z ryścią i śpiewał. Najpierw szli do panny młodej. Wesele urządzali w domu, w świetlicy. Stoły po bokach były poustawiane i jakoś ludzie się mieścili. O dwunastej była rychtarowa – czyli taniec z panną młodą. Kiedyś nie było tak, że z młodą tańczyli tylko mężczyźni, a z młodym – kobiety, wszystkich musiała panna młoda obtańczyć. I wtedy się jej zostawiało prezenty. Jak się ludzie trochę pogościli, wracali do domów, wesele nie trwało do rana, jak dzisiaj.

Następnego dnia, w poniedziałek, były poprawiny u pana młodego. Młodą przebierali w sukienkę, czy w spódniczkę i bluzkę, na co kogo było stać. Jak miała warkocz – to himlę, taki kok, robili. I chustkę do tyłu zawiązywali. Śpiewali, że teraz to już nie panna młoda, ale kobieta. Oczepiny robiły swaszki, one najwięcej przyśpiewek znały.

We wtorek starosta ze starościną robili gościnę u siebie, a następnego dnia jeszcze drużbanci – to się wesele nieraz tydzień ciągnęło. Jak młoda szła na inną wioskę, to w wianie dostawała pieniądze. A jak w swojej wiosce zostawała – to ziemia wchodziła w ruch. Nie było zaręczyn jak dzisiaj – chłopak przychodził do rodziców pytać, czy dadzą mu córkę. I dogadywali się z ojcem dziewczyny: A co jej dacie? Ile ziemi? Jak który miał ziemię, to nie żałował córce, zwłaszcza kiedy widział, że gospodarka tam, gdzie ona idzie, jest w porządku. Trochę się targowali: jedni mówili, za dużo, drudzy, że za mało. Ale się godzili. Rodzice panny młodej zawsze jednak musieli sami wesele zrobić  i jeszcze dać trochę pieniędzy na wesele u młodego. W skrzyni dla młodej musiała być chustka wełniana, barankowa jak nazywali, chustki wełniane w kwiaty, spódnica. Teraz już tego nie ma. Jak się młodzi mają do siebie…

Kategorie: / / /